Niezamówione towary i usługi, czyli o ciekawym podejściu do marketingu

Od kilku dni czytam historię o handlowcy pewnego banku, który w ramach „promocji”, jak wynika z okoliczności przy okazji jakiegoś wydarzenia (bank miał tam stoisko partnerskie lub coś w rodzaju punktu do szybkiego zawierania umów), dał dziecku zabawkę, a rodzicom powiedział, że jak chcą, aby dziecko mogło ją zatrzymać, to muszą zawrzeć umowę o kartę kredytową. Rodzice nie chcieli karty, toteż handlowiec zabrał dziecku zabawkę.

Pomijam kwestię moralnej oceny takich działań handlowych. Skupię się na prawnym aspekcie tej sytuacji. Wydaje mi się, że można przyjąć (w uproszczeniu przedstawiając), że zabawka ta w chwili jej wręczenia dziecku, stała się jego własnością. Bank nie mógł jej zabrać „zwrotnie”, a jak to zrobił, to przetrzymuję rzecz, która jest już własnością tego dziecka.

Wynika to z traktowania tego dziecka jako konsumenta. Zgodnie zaś z art. 5 ust. 1 ustawy o prawach konsumenta spełnienie świadczenia niezamówionego przez konsumenta, o którym mowa w art. 9 pkt 6 ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym, jest „na ryzyko” przedsiębiorcy. Sformułowanie „na ryzyko” można rozumieć, że skoro dano komuś zabawkę, to ją po prostu „dano”, a to czy zwrotnie ta osoba zechce się odwdzięczyć zawarciem umowy z bankiem, to już jest bez znaczenia, ponieważ bank „ryzykuje” w tym zakresie. Odrębna sprawa to rozważanie czy dziecko miało zdolność do czynności prawnych  i jakie ma to znaczenia w takiej sytuacji. Ale wydaje mi się, że nie zmienia to istoty rzeczy tego przypadku

Nadto problemem może być kwalifikacja w świetle przywołanego art. 9 pkt 6 ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym, ponieważ przepis ten odnosi się do żądania zapłaty lub zwrotu towaru za niezamówiony produkt, a nie tyle o daniu produktu i żądaniu zawarcia umowy o usługę bankowe. Jednak można to traktować jako żądanie swoistej (niepieniężnej) zapłaty.

Konkursy na blogu

Organizując konkurs na blogu lub w ramach innego serwisu należy mieć na uwadze, że tym samym wchodzi się na niebezpieczny grunt z punktu widzenia prawa. Ryzyko prawne związane z organizacją konkursu wiąże się z możliwością uznania przez organy państwowe, że jest to loteria. Z kolei loteria to hazard, zaś organizacja gry hazardowej wymaga spełnienia szczególnych warunków. Poprzeczka jest jednak postawiona tak wysoko, że tylko większe firmy mogą sobie pozwolić na koszty związane z organizacją hazardu.

Rodzi się zatem pytanie kiedy konkurs jest loterią? Odpowiedz jest prosta: zawsze kiedy występuje element losowy. Jeśli wynik konkursy choć w małej części będzie zależał od przypadku, a nie jakiegoś konkretnego kryterium, to taki konkurs będzie loterią, czyli grą hazardową. Każde losowanie to loteria.

W przypadku organizacji na blogach należy unikąć wszelkiej losowości. Choć wydaje się, że rozstrzygnięcia w oparciu o losowanie jest najuczciwszym sposobem wyłonienia zwyciescy, to faktycznie taki mechanizm jest niedozwolony. Konkursy muszą być rozstrzygane w taki sposób, aby wybór zwyciescy nie był przypadkowy.

Apki pośredniczące w świadczeniu usług

Wiele apek, jak też zwykłych portali interentowych, dostarcza usługi polegające na pośredniczeniu. Nie mają zatem własnej usługi, a jedynie kojarzą klientów z usługodawcami i sklepami (precyzyjniej ujmując można powiedzieć, że usługą własną jest pośredniczenie). Wydaje mi się, że takim przedsięwzięciom obecnie najłatwiej osiągnąć relatywnie szybko sukces, ponieważ bazują na znanych już usług, a nie tworzą całkiem nowych, na których popytu jeszcze nie ma. Mankamentem jest oczywiście konkurencja.

Dla mnie jednak najistotniejszą kwestią jest odpowiedzialność prawna pośrednika za treści, do których się odsyła. Z problemem tym wiąże się szereg aspektów. Najważniejsze, aby uwzględniać, że prawo cywilne oraz karne zawiera  uregulowania dotyczące pomocnictwa, a taki pośrednik może być traktowany właśnie jako pomocnik. Nie jest to jednak jedyna rola, jaką mogą przydać mu poszczególne regulacje prawne.

Dla prawnych aspektów związanych z pośrednictwem w Internecie kluczowa jest regulacja art. 14 ust. 1 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Przepis ten ustanawia generalną zasadę wyłączenia odpowiedzialności. Zgodnie z tą regulacją nie ponosi odpowiedzialności za przechowywane dane ten, kto udostępniając zasoby systemu teleinformatycznego w celu przechowywania danych przez usługobiorcę:

  • nie wie o bezprawnym charakterze danych
  • lub związanej z nimi działalności,
  • a w razie otrzymania urzędowego zawiadomienia lub uzyskania wiarygodnej wiadomości o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności niezwłocznie uniemożliwi dostęp do tych danych.

Wyłączenie odpowiedzialności obwarowane jest zatem spełnieniem wypunktowanych warunków. Należy jednak mieć na uwadze, że przytoczona regulacja dotyczy odpowiedzialności za dane przechowywane w apce (portalu), a nie odpowiedzialności za wykonanie lub niewykonanie usługi.

Dlaczego polski ustawodawca stawia na kwalifikowany podpis elektroniczny?

W ostatnich latach polski ustawodawca informatyzując podmioty publiczne jednoznacznie stawia na kwalifikowany podpis elektroniczny (pełna aktualna nazwa tego podpisu to: bezpiecznym podpisem elektronicznym weryfikowanym przy pomocy ważnego kwalifikowanego certyfikatu).

Prawodawca wraca tym samym do początku okresu informatyzacji, czyli czasów sprzed dekady. Wtedy nic nie działało z tego zakresu, ponieważ ten rodzaj podpisu nie był zbyt popularny. Obecnie wciąż ten podpis nie jest upowszechniony na szeroką skalę. Wiem o rozporządzeniu eIDAS. Nowe prawo nie zmienia istoty rzeczy, gdyż przecież nie spowoduje wyposażenie każdego obywatela w taki podpis elektroniczny.

Przede wszystkim szkoda, że nie następuje większe czerpanie z rozwiązań w zakresie identyfikacji wykorzystywanych w bankowości internetowej, elektronicznym postępowaniu upominawczym lub przy zakładaniu przez Internet spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. W wymienionych przypadkach nie ma wymogu posługiwania się kwalifikowanym podpisem elektronicznym.

O tyle jednak dobrze, że ustawodawca często dopuszcza jako alternatywę względem kwalifikowanego podpisu elektronicznego podpis potwierdzony profilem zaufanym ePUAP (elektroniczna Platforma Usług Administracji Publicznej), czyli całkowicie darmowy podpis. Jest to dobre rozwiązanie. Wydaje się nawet, że używanie podpisu ePUAP powinno być zasadą, a nie jedynie alternatywą. Zdaje sobie sprawę, że ePUAP ma szereg mankamentów. W mojej ocenie ma jednak potencjał do stania się popularnym narzędziem.

Beacony – mały test praktyczny apki polskiej firmy

Na wstępie zaznaczę, że każda krajowa firma wykorzystująca beacony w relacjach z potencjalnymi klientami zasługuje na pochwałę i uznanie. Zwłaszcza jeśli jest to sklepem w galerii handlowej, ponieważ tym samym bierze on na swoje barki ciężar popularyzacji beaconów. Takie firmy w gruncie rzeczy są pionierami w tej dziedzinę – mają szanse na wybicie się, ale też ponoszą duże ryzyko porażki.

Miałem okazję wypróbować apkę polskiego sklepu wykorzystującego beacony. W mojej ocenie zastosowane rozwiązanie jest zbyt mało atrakcyjne dla klienta. Poza tym jest zbyt kłopotliwe. Trzeba być zalogowanym, a w sklepie ręcznie wyszukiwać apki na telefonie i ją uruchamiać. Jedyną korzyścią dla klienta jest rabat (zresztą niewielki), ale to zbyt mało aby zachęcić. Można założyć, że w tym konkretnym przypadku dla klienta zdecydowanego na zakup w tym sklepie, to czy sklep używa beaconów będzie bez znaczenia. Z kolei niezdecydowanego nie przekona – może nawet nie będzie mu się chciało odpalić apki.

W mojej ocenie w tym przypadku niepotrzebnie zdecydowano się, jak mniemam, na profilowanie konsumentów. Żadnych z tego korzyści, ponieważ zapewne mało kto korzysta z tego rozwiązania i po prostu  nie ma kogo profilować. Rodzi to natomiast jedynie problemy prawne z ochroną danych osobowych i być może zniechęca do korzystania z apki.

Charakter prawny lajków

W mojej ocenie, w świetle prawa lajki np. na Facebooku traktować należy jako oświadczenia wiedzy. Lajkowanie z zasady nie zobowiązuje do niczego, a jedynie stanowi  wyraz tego, że oceniamy coś jako fajne, czyli oświadczamy swoją wiedzę na dany temat .

Nie jest wykluczone jednak złożenie poprzez lajka oświadczenia woli (a nie wiedzy), czyli takiego oświadczenia, z którego będą wynikały określone prawa i obowiązki.

Inaczej przedstawiając kwestię, istnieje mozliwość, że poprzez danie lajka zostanie zawarta umowa. Wymagałoby to jednak zajścia szczególnych okoliczności, w szczególności w poście pod którym się lajkuje konieczne byłoby jednoznaczne oświadczenie o konsekwencja dania lajka. Nie może być wtedy wątpliwości, iż następuje odstępstwo od zwyczaju jakim jest posługiwanie się lajkiem jako oświadczeniem woli.

Wyszukiwanie towarów za pomocą zdjęć

W niniejszym wpisie  w kilku słowach przedstawię prawne aspekty związane z aplikacjami mobilnymi pozwalającymi na robienie zakupów za pomocą zdjęć towarów. Taką aplikacją jest choćby Pounce. Umożliwia ona wyszukiwanie w sklepach internetowych towarów podobnych do tych ze zdjęcia. Użytkownik apki nie wprowadza zatem do niej tekstu, lecz zdjęcia (obrazy). Na marginesie tylko dodam, że z tego co pamiętam Sheldon i Penny tworzyli podobną apkę w jednym z odcinków serialu The Big Bang Theory:)

Upowszechnienie takiej aplikacji może prowadzić do ciekawego zjawiska: osoba  zainteresowana cudzym ubraniem (np. też takie by chciała) będzie chciał zrobić zdjęcie tej osobie. I teraz pytanie prawne – czy takie robienie zdjęć jest prawnie dopuszczalne? W grę wchodzić może przede wszystkim naruszenie dóbr osobistych, w tym prywatności, ale też wizerunku. Ponadto również sama stylizacja może być na tyle wyjatkowa, że będzie podlegała ochronie autorskiej jako samodzielny utwór. Z tych względów z zasady należałoby przyjąć, że bez zgody fotografowanej osoby nie powinno się robić zdjęć w takich celach. Niemniej kluczową okolicznością dla prawa autorskiego, w tym dla ochrony wizerunku, będzie kwestia rozpowszechniania. Nie można jednak wykluczyć, że poprzez wgranie do apki zdjęcia do analizy będzie stanowiło rozpowszechnianie. Wszystko zależy od konstrukcji danej aplikacji mobilnej.

Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz związana z niektórymi popularnymi portalami. Wielokrotnie widziałem, że przy zdjęciach różnych osób pojawiają się oferty zakupów takich samych lub podobnych ubrań jak przedstawione na fotografii. Przykładowo chodzi o sytuacje kiedy na portalu plotkarskim jest zdjęcie celebryty (+jakaś historia związana z tym zdjęciem), a obok tego zdjęcia są miniaturki ofert zakupów ubrań, które ten celebrata ma założone na zdjęciu. W pewnym sensie celebryta ten bierze nieświadomie udział w reklamie tych towarów. Dość realne jest przecież przyjęcie, że wiele osób zachęconych „cudownym” zdjęciem, klika w te oferty i później dokonuje zakupów (nie jest zresztą wykluczone, że są to linki afiliacyjne, tzn. portal zamieszczający link otrzymuje jakąś gratyfikację na zrobienie zakupów za pośrednictwem tego linka. W takiej sytuacji choć samo zdjęcie zamieszczone we wpisie na portalu znalazło się tam w oparciu o takie same zasady jak każdy artykuł w prasie, to jednak wykorzystanie tej fotografii w celach reklamowych może budzić prawne wątpliwości. Niejasność prawna bierze się stąd, że nie można w 100% uznać, że takie zdjęcie stanowi rzeczywiście reklamę.

Prawne aspekty czynności bankowych

W nawiązaniu do poprzednich wpisów o BLIKu (tego i tego), kończąc póki co ten temat, kilka słów o prawnych aspektach bankowości. Nie trzeba nikogo przekonywać, że bankowość internetowa jest w Polsce rozwinięta w wysokim stopniu. Jest tak m.in. wskutek dość nierestrykcyjnego prawa co do elektronicznej formy czynności bankowych. Miarodajny są w tym przedmiocie przepisy art. 7 Prawa bankowego.

Przede wszystkim prawo bankowe nie wymaga posługiwania się bezpiecznym podpisem elektronicznym weryfikowany przy pomocy ważnego kwalifikowanego certyfikatu.

Gdyby taki wymóg istniał, to z całą pewnością można przyjąć, że bankowość elektroniczna nie byłaby tak powszechna jak dziś. Najlepszym argumentem w tym zakresie jest fakt, że początkowo wszelkie rozwiązania umożliwiające komunikację drogą elektroniczną z urządmi i sądami wymagały posługiwania się takim podpisem. Efekt był taki, że nic nie działało. Postęp nastąpił dopiero po ustanoiwieniu e-sądu (gdzie nie jest wymagany zawansowany podpis elektroncizny) i stworzeniu podpisu potwierdzonego profilem zaufenym ePUAP jako alterentywy względem bezpiecznego podpisu elektronicznego weryfikowanego przy pomocy ważnego kwalifikowanego certyfikatu.

Wady i zalety BLIK

Na wstępie krótkiego wpisu o wadach i zaletach apki BLIKu (o aplikacji tej pisałem już tutaj) jednoznacznie ustosunkuje się względem tego rozwiązania. To super pomysł. Mega ułatwienie. Choć nie wiem czy Apple Pay nie jest jednak lepsze – nie występuje jednak w Polsce, nie używałem, zatem pozostanę przy zachwytach na BLIKiem.

Wady:
  1. Zbyt dużo haseł i kodów do wpisywania – najpier trzeba się zalogować w aplikacji na telefonie, potem przepisywać kod z telefonu na terminal lub bankomat, a potem jeszcze to akceptować.
  2. Różne banki stosują nieco odmienne rozwiązania, w tym od strony graficznej, co utrudnia ich upowszechnienie się (nie można przykładowo promować jednolitego zestawu kroków jakich trzeba dokonać przy transakcji).
Zalety:
  1. Nie trzeba nosić przy sobie karty kredytowej (płatniczej).
  2. Relatywnie dużo punktów, w których można użyć BLIKa.

Nie znam tego rozwiązania od strony technicznej. Wypowiadam się jako użytkownik. Z tego względu nie oceniam kwestii bezpieczeństwa (w sensie czy BLIK rzeczywiście jest bezpieczniejszy od kart kredytowych i bankomatowych biorąc pod uwagę wszelkie aspekty).

Płatność telefonem poprzez aplikację BLIK

Wprawdzie ApplePay nie jest dostępny w Polsce, to od kilku miesięcy możemy korzystać z podobnego „krajowego” rozwiązania pozwalającego na płatności za pomocą telefonu, tj. aplikacji BLIK. Nieprzypadkowo wskazałem, że „możemy korzystać”, ponieważ prawdopodobnie spora grupa osób stała się bezwiednie posiadaczami tej apki. Nastąpiło to poprzez aktualizacje, zainstalowanych na smartfonach, aplikacji mobilnych wydanych przez poszczególne banki.

Nie ma zatem odrębnej apki BLIK, lecz stanowi ona część (moduł) aplikacji mobilnych różnych banków. Wyjątek stanowi chyba tylko apka IKO stworzona już kilka lat temu przez bank PKO BP S.A. Na tej aplikacji bazuje BLIK. Jak można przypuszczać wskutek tego, że apka IKO miała już wielu użytkowników PKO BP zdecydował się jedynie unowocześnić ją po powstaniu BLIKa. Pozostałe banki poszły inną drogą – nie mając, w przeciwieństwie do PKO BP, apek umożliwiających mobilne płatności zdecydowały się na rozbudowę o moduł BLIK swoich zwykłych aplikacji mobilnych umożliwiających dostęp do kont bankowych.

Od razu wyjaśnię, że nie wszystkie banki mają BLIKa, jednak te najpopularniejsze przystąpiły do systemu (w zasadzie te one ten system stworzyły – BLIK jest, w uproszczeniu ujmując, produktem konsorcjum banków).

Posługiwanie się BLIKiem może wydawać się dość skomplikowane, zatem zanim o technologii, zaczną od pozytywnych aspektów. BLIK to alternatywa dla karty kredytowej (płatniczej). Mając bankową apkę na telefonie (obsługującą BLIKa) nie trzeba nosić ze sobą plastikowych kart. Płatności można dokonywać za pomocą telefonu. Niejako telefon jest kartą kredytową. Co ciekawe, telefon umożliwia również wybranie gotówki z bankomatu. Krótko mówiąc: BLIK umożliwia wszystko to co karta kredytowa (płatnicza), a nawet więcej.

Jak zatem to działa? Po pierwsze, trzeba mieć zainstalowaną apkę odpowiedniego banku na telefonie. Po drugie, trzeba sprawdzić czy podmiot (sklep, właściciel bankomatu), w którym chcemy dokonać transakcji obsługuje BLIKa. Niestety, nie wszędzie gdzie można użyć karty, można z automatu skorzystać z BLIKa – wada ta jest jednak zrozumiała, gdyż technologia ta potrzebuje jeszcze trochę na upowszechnienie się. Nie jest jednak z tym najgorzej, ponieważ i tak bardzo dużo podmiotów już obecnie umożliwi płacenie BLIKiem. Jeśli te dwa warunki są spełnione można przejść do transakcji. Niezależnie czy chcemy wypłacić pieniądze z bankomatu, czy zapłacić bezgotówkowo w stacjonarnych lub internetowym sklepie albo restauracji, podejmuje się te same czynności. Wpierw w aplikacji na telefonie należy wygenerować 6-cyfrowy kod (co istotne, kod ten jest ważny tylko przez 2 minuty). Najczęściej, aby wejść do apki i wygenerować ten kod trzeba się zalogować tak jak do konta bankowego. Potem ten 6-cyfrowy kod wstukuje się w bankomacie lub terminalu płatniczym. Następnie akceptuje się w apce na telefonie transakcję. I tyle. W zależności od jakiego banku pochodzi apka, transakcja może przebiegać trochę inaczej. Zawsze jednak generuje się 6-cyfrowy kod na telefonie, który późnij wstukuje się w bankomat lub terminal płatniczy (to ten sam terminal co do kart kredytowych).

Podobno BLIK jest też bezpieczniejszy niż karty kredytowe. Na pewno bezpieczniejsze jest posługiwanie się tym 6-cyfrowym kodem, generowanym z osobna do każdej transakcji, niż zwykłym PINem. Ale z drugiej strony mam wątpliwość czy bezpieczna jest transmisja danych z telefonu?