Prywatność w Pokemon GO

Polityka prywatności Pokemon GO wydaje się standardowa. Nawet nawiązano w niej wprost do ochrony danych osobowych w Unii Europejskiej. Nie oznacza to jednak braku wątpliwości. Wynikają one z ogólności poszczególnych zapisów polityki prywatności, jak i niejasności „starych” wymogów prawa w odniesieniu do wirtualnej, a tym bardziej rozszerzonej rzeczywistości (dalej: AR – Augmented Reality). Trzeba mieć jednak na względzie, że bez relatywnie szerokiego wykorzystania danych osobowych, w tym związanych z geolokalizacją, gra po prostu nie działałaby w tak innowacyjny sposób.

User Name w Pokemon GO

Ciekawie wyglądają zapisy polityki prywatności dotyczące nieudostępniania danych innym graczom, poza nazwą użytkownika (dalej: User Name) i wiadomości przesyłanych do innych graczy (zob. pkt 2.a.ii polityki prywatności). Niby te dane nie identyfikują, ale wprost zastrzeżono, że nie dotyczy to przypadków, kiedy ktoś sam użył prawdziwego nazwiska lub innych danych identyfikacyjnych. Niby jest to dość logiczne, ale zagadnienie to powinno być bardziej wyeksponowane.

Na etapie uruchamiania gry nie jest oczywiste czy w cyberprzestrzeni będzie interakcja z innymi graczami, w tym całkowicie obcymi osobami. Nie można zatem określić na wstępie jak daleko trzeba kamuflować swoją tożsamość, aby nie być widocznym dla postronnych osób. Ma to dość istotne znaczenie w tym przypadku, ponieważ można sobie wyobrazić połączenie identyfikacji i rzeczywistej geolokalizacji. Jest to zatem coś więcej niż tożsamość na portalu społecznościowym, aczkolwiek tam również stosuje się czasami geolokalizację.

Nie znam jeszcze w pełni funkcjonalności Pokemon GO (jestem dopiero na 3 poziomie). Nie wiem w jakim stopniu jest to gra społecznościowa. Na razie dla mnie (z tego co widzę) Pokemon GO to gra jednego użytkownika i sporo osób może tak uważać. Gdyby było jasno określone, że w grze będą interakcje z innymi graczami to może inaczej podchodziliby oni do kwestii User Name.

E-mail przy aktywacji gry

Nie wiem również jak wygląda sprawa „widoczności” e-maila gracza w Pokemon GO. W polityce prywatności gry nie wyjaśniono tego, ale wydaje mi się, że przy uruchamianiu była podana informacji o udostępnianiu e-maila innym użytkownikom. Dodać warto, że aktywacja Pokemon GO wymaga integracji z kontem Googla. W polityce prywatności wspominają też o koncie na Facebooku jako alternatywnie, ale u mnie to nie działało.

Problem w tym, że przyjęło się, że konta na Gmailu tworzone są według schematu imię.nazwisko@gmail.com, a zatem jak został podany taki e-mail, to wymyślanie fantazyjnego User Name byłoby bez znaczenia. Na marginesie – jest już tyle zarejestrowanych graczy, że wymyślenie akceptowanego (niezajętego) User Name nie jest łatwe:)

Konieczność integracji z kontem Googla może sama w sobie budzić wątpliwości. Nie wiadomo dlaczego jest taka potrzeba. Można uznać, że ma to być ułatwienie, aby nie trzeba było mnożyć kont. W polityce prywatności wskazano, że chodzi o weryfikację. Nie można wykluczyć, że wiąże się to również z weryfikacją wieku użytkownika, ponieważ kwestia potrzeby zgody rodziców dla dzieci-graczy podkreślana w polityce prywatności.

Wniosek z powyższego jest taki, że jeśli ktoś chce być anonimowym graczem dla postronnych osób, to lepiej nie podawać ani w User Name, ani w nazwie e-maila, imienia i nazwiska.

PII i Log data w Pokemon GO

Po przeczytaniu polityki prywatności Pokemon GO mam wrażenie, że przyjęto tam dość wąskie rozumienie PII (Personally Identifiable Information, zob. pkt 2a.i. w polityce prywatności). Tymczasem w świetle prawa jest ono bardzo szerokie. Zgodnie z prawem obejmuje też to co w tej polityce prywatności określono mianem Log data (zob. pkt 2c polityki prywatności). Do PII zaliczyć też trzeba zatem również Log data, pomimo że nie wynika to wprost z polityki prywatności.

Warto tutaj wskazać jakie konkretne informacje obejmują Log data (zakres gromadzonych danych). Jak wskazana w polityce prywatności Pokemon GO są to m.in.:

  • adres IP użytkownika,
  • oznaczenie dostawcy sieci,
  • oznaczenie przeglądarki internetowej,
  • system operacyjny,
  • strony internetowej odwiedzane przed uzyskaniem dostępu,
  • czas spędzony na stronach lub usługach powiązanych z administratorem Pokemon GO,
  • wyszukiwane hasła,
  • kliknięte linki.

Jest to zatem dość typowy opis „statystyk” internetowych. Nie jest to jednak wyczerpujący katalog gromadzonych informacji. Mogą być również inne. W polityce prywatności wspomniano choćby o zbieraniu danych identyfikujących urządzenia mobilne.

Korzyści i zagrożenia

Ocena polityki prywatności powinna uwzględniać korzyści z gry. Jeśli Pokemon GO dostarcza komuś rewelacyjnych wrażeń, to czasami warto „zapłacić” podzieleniem się swoją prywatnością. Wiążą się z tym jednak konkretne negatywne konsekwencje i trzeba mieć ich świadomość.

Niemniej, na potrzeby popularnych mediów społecznościowych użytkownicy dokonali już tak daleko idącego ograniczenia prywatności, że Pokemon GO nie wyróżnia się szczególnymi zagrożeniami. W przypadku Pokemon GO jest nawet o tyle bezpieczniej, że nie zamieszcza się tam swoich zewnętrznych treści, jak przykładowo prywatnych zdjęć lub filmów. Problemem gry jest jednak przede wszystkim daleko posunięta geolokalizacja. Co ważne, hipotetycznie możliwe jest, aby geolokalizację połączyć z rejestracją video, ponieważ gra ma dostęp do kamerki (choć chyba można to wyłączyć).

Pokemon GO nie jest raczej super nowatorską grą. Jednak trzeba mieć na względzie, że wcześniej nie było na tyle mocnych smartfonów, aby udźwignąć tego typy gry. Ponadto, to tani Internet mobilny i publiczne Wi-Fi stwarza warunki do rozwoju takich gier. Z tych powodów wydaje się, że dopiero teraz można spodziewać się szerokiego spopularyzowania gier wykorzystujących AR.

Niezamówione towary i usługi, czyli o ciekawym podejściu do marketingu

Od kilku dni czytam historię o handlowcy pewnego banku, który w ramach „promocji”, jak wynika z okoliczności przy okazji jakiegoś wydarzenia (bank miał tam stoisko partnerskie lub coś w rodzaju punktu do szybkiego zawierania umów), dał dziecku zabawkę, a rodzicom powiedział, że jak chcą, aby dziecko mogło ją zatrzymać, to muszą zawrzeć umowę o kartę kredytową. Rodzice nie chcieli karty, toteż handlowiec zabrał dziecku zabawkę.

Pomijam kwestię moralnej oceny takich działań handlowych. Skupię się na prawnym aspekcie tej sytuacji. Wydaje mi się, że można przyjąć (w uproszczeniu przedstawiając), że zabawka ta w chwili jej wręczenia dziecku, stała się jego własnością. Bank nie mógł jej zabrać „zwrotnie”, a jak to zrobił, to przetrzymuję rzecz, która jest już własnością tego dziecka.

Wynika to z traktowania tego dziecka jako konsumenta. Zgodnie zaś z art. 5 ust. 1 ustawy o prawach konsumenta spełnienie świadczenia niezamówionego przez konsumenta, o którym mowa w art. 9 pkt 6 ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym, jest „na ryzyko” przedsiębiorcy. Sformułowanie „na ryzyko” można rozumieć, że skoro dano komuś zabawkę, to ją po prostu „dano”, a to czy zwrotnie ta osoba zechce się odwdzięczyć zawarciem umowy z bankiem, to już jest bez znaczenia, ponieważ bank „ryzykuje” w tym zakresie. Odrębna sprawa to rozważanie czy dziecko miało zdolność do czynności prawnych  i jakie ma to znaczenia w takiej sytuacji. Ale wydaje mi się, że nie zmienia to istoty rzeczy tego przypadku

Nadto problemem może być kwalifikacja w świetle przywołanego art. 9 pkt 6 ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym, ponieważ przepis ten odnosi się do żądania zapłaty lub zwrotu towaru za niezamówiony produkt, a nie tyle o daniu produktu i żądaniu zawarcia umowy o usługę bankowe. Jednak można to traktować jako żądanie swoistej (niepieniężnej) zapłaty.

Czy filmiki w Internecie to telewizja?

Innymi słowy, czy filmiki (vlogi i inne) podlegają pod ustawę o radiofonii i telewizji, a fachowo mówiąc, czy takie filmiki są audiowizualnymi usługami medialnymi na żądanie (tzw. VOD)?

Mogą być. Trzeba liczyć się z zakwalifikowaniem działalności video w Internecie jako prowadzenie telewizji, a konkretnie dostarczanie audiowizualnych usług medialnych na żądanie, ponieważ nikt oczywiście nie twierdzi, że twórcy internetowi emitują program telewizyjny. Nie o niego chodzi, lecz o VOD, który też jest telewizją w rozumieniu ustawy o radiofonii i telewizji.

Wyraźnie należy jednak zaakcentować, że nie oznacza to, że wszystkie filmiki w Internecie podlegają pod ustawę o radiofonii i telewizji. To zależy od wielu czynników. Tytułem przykładu: Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w wyroku z 21.10.2015 r. (w sprawie New Media Online GmbH przeciwko Bundeskommunikationssenat, numer sprawy C-347/14) uznał, że gazeta internetowa, która stworzyła serwis z materiałami video na różne tematy (miała tam ok 300 filmików) jest dostawcą audiowizualnych usług medialnych na żądanie.

Kryptoreklama na blogach i vlogach

Niejednokrotnie spotkałem z rozważaniami wśród blogerów i vlogerów czy lepiej dla biznesu, w kontekście odbioru treści przez czytelników i oglądających, informować, że wpis lub filmik jest sponsorowany, czy też może korzystniej nie pisać o tym wprost, a kto mądry i tak będzie wiedział o co chodzi? Inny słowy, problem ten dotyczy formy ukrytego lokowania produktów (kryptoreklama). Dla mnie jako prawnika sprawa jest prosta – trzeba informować, ponieważ tak wynika z prawa. Całkowicie chybione jest przy tym odwoływanie się do „domyślenia się” przed odbiorców, że mają do czynienia z reklamą. Regulacje chroniące konsumentów tak nie działają. Wszystko musi być jasne –  trzeba przekaz i jego kontekst ułożyć tak, aby każdy, a konkretnie przeciętniak, to zrozumiał.

Pominę w tym wpisie sytuację kiedy blog jest prasą internetową w rozumieniu Prawa prasowego lub filmiki (vlog) są audiowizualnymi usługami na żądania w myśl ustawy o radiofonii i telewizji. Uwarunkowania co do reklamy w prasie i telewizji są na tyle wyśrubowane, że chyba dla wszystkich jest oczywiste, że nie można tam stosować kryptoreklamy. Poniżej skupie się jedynie na regulacjach dotyczących kryptoreklamy w ustawie o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym oraz ustawie o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji.

Kryptoreklama a nieuczciwe praktyki rynkowe

Pierwszy z tych aktów prawnych – ustawa o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym – dotyczy relacji pomiędzy przedsiębiorcami i konsumentami. Definicja przedsiębiorcy jest przy tym bardzo szeroka. Obejmuje każdego, kto ma jakikolwiek związek ze sprzedażą towarów i usług, w tym osoby działające na ich rzecz takich sprzedawców.

Przedmiotowa ustawa niektóre praktyki rynkowe opisuje ogólnie, a kilka bardzo szczegółowo. Co do kryptoreklamy jest bardzo konkretna. Przepis art. 7 pkt 11 tej ustawy mówi, że nieuczciwą praktyką w każdych okolicznościach jest kryptoreklama. Wprawdzie pojęcie kryptoreklamy na gruncie tej ustawy utożsamiane jest z wykorzystywaniem „treści publicystycznych w środkach masowego przekazu”, to należy przyjąć, że obejmuje to tez blogi i vlogi.

Kryptoreklama a nieuczciwa konkurencja

Drugi ze wspomnianych aktów prawnych – ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji – zawiera dość podobne uregulowania. Ustawa ta nie dotyczy jednak relacji z konsumentem, lecz stosunków pomiędzy przedsiębiorcami. Innymi słowy, z ewentualnym roszczeniem może wystąpić jedynie konkurent rynkowy. Ustawa nie używa pojecie kryptoreklamy. Odwołuje się jedynie do reklamy i „udawania”, że ma ona charakter neutralnej informacji. Takie zachowanie jest czynem nieuczciwej konkurencji. Zwrócić należy uwagę, że ustawa popełnienie takiego czynu wiąże nie tylko z bezpośrednim sprzedawcą i usługodawcą. Odpowiedzialność ciąży też na agencji reklamowej lub innym przedsiębiorcy opracowującym reklamę.

Kiedy stajemy się przedsiębiorcami?

Internet stwarza wiele możliwości zarobkowania. Uczynienie z niego stałego źródła dochodu może spowodować zakwalifikowanie danej osoby jako prowadzącą działalność gospodarczą, a zatem będącą przedsiębiorcą. Nie ma znaczenie wola lub brak woli co do zostania przedsiębiorcą. Jeśli aktywność danej osoby wypełnia cechy działalności gospodarczej jest ona przedsiębiorcą.

Działalność gospodarczą trzeba zarejestrować. Ale rejestracja jedynie potwierdza fakt bycia przedsiębiorcą. Nawet bez rejestracji można zostać potraktowanym przez organy publiczne jako przedsiębiorca, a dodatkowo ukaranym za brak zarejestrowania działalności.

Działalność gospodarcza ma trzy cechy:

  1. zarobkowość
  2. ciągłość
  3. zorganizowany charakter

Zarobkować jest rozumiana szeroko. Obejmuje rownież otrzymywanie wynagrodzenia z reklam. Ciągłość należy rozumieć przede wszystkim jako przeciwieństwo zajęć dorywczych. Ciągłość zakłada rownież nieprzerywany charakter tej działalności, jednak wszelkie zaplanowane przerwy nie wykluczają ciagłości. Miarodajne jest jedynie celowe i ostateczne przerwanie działalności (jednak chodzi o zamiar ostateczności w chwili zaprzestawania prowadzenia działaności, co nie wyklucza zmiany zdania w tym zakresie w późniejszym terminie).

Przesłanka zorganizowania jest najciekawsza z punktu widzenia działalność internetowej. Organizacja biura lub innego zakładu pracy (nawet przeznaczonego tylko dla jednej osoby) niewątpliwie świadczy o zorganizowanym charakterze. W działalności internetowej jednak zazwyczaj nie ma biura i temu podobnych rozwiązań instytucjonych. Nie wyklucza to jednak zorganizowanego charakteru działalności, ponieważ można mówić rowniez o zorganizowani działaności jako posegregowaniu dokumentacji na dysku komputera.

Zdaje siebie sprawę, że powyższa analiza nie odpowieda na wszelkie wątpliwości. Cechy działalności gospodarczej są z zasady płynne i nie ma jasno określonych granic, kiedy zaczyna się wypełniać określoną przesłankę.

Zarabianie na reklamach jako działalności gospodarcza

Najprostszym i najpopularniejszym sposobem komercjalizacji (monetyzacji) bloga, vloga lub innych filmików na YouTube jest dopuszczenie reklam w ramach AdSense.

Odróżnić trzeba jednak dwie sytuacje:

Osoba chce prowadzić działalność gospodarczą i swój model biznesowy opiera m.in. na przychodach z reklam

Taka sytuacja jest jak najbardziej dopuszczalna. Wiele podmiotów czerpie zyski wyłącznie z reklam, przykładowo komercyjne telewizje lub radio. Może również być lepsza pod względem podatkowym. Zazwyczaj prowadzenie działalności gospodarczej przynosić będzie dodatkowe profity przy dochodach rocznych (nie tylko z reklam, ale ze wszystkiego) przekraczających 85528 zł, lEco próg opłacalności założenia działalności gospodarczej może przypaść już na znacznie niższe dochody. Wszystko zależy od indywidualnych przypadków, głównie od tego jakie nakłady (w sensie jakie wydatki) ponosi się na swoją działalność.

Osoba nie che prowadzić działalności gospodarczej, a jedynie chce sobie „dorobić” na reklamach

W takiej sytuacji może zaistnieć problem, ponieważ to czy ktoś prowadzi działalność gospodarczą, czy nie prowadzi, nie zależy od tego co się chce lub zamierza, lecz od tego co się faktycznie robi. Może być zatem tak, że ktoś nie chce prowadzić działalności gospodarczej, ale w ocenie organów publicznych jego dochody kwalifikują się pod wykonywanie działalności gospodarczej.

W kontekście otrzymywania dochodów z reklam kontekstowych niektórzy uważają, że dla uniknięcia zakwalifikowania pod prowadzenie działalności gospodarczej wystarczy wypłacać wynagrodzenie z reklam raz na rok, albo nawet rzadziej – w każdym razie nieregularnie i w długich okresach czasu. Mnie takie stanowisko nie przekonuje. Nieczęste i nieregularne wypłaty nie mają wpływu na kwalifikację pod działalność gospodarcza. Mała częstotliwość wypłat nie zmienia faktu, że zarabia się stale i regularnie. W mojej ocenie przeszkodą dla uznania aktywności internetowej za działalność gospodarczą może być niezorganizowany charakter takiej pracy. Przykładowo wtedy, kiedy publikowanie w Internecie nie jest jedyną sferą aktywności zawodowej, lecz działalnością całkowicie uboczną, wręcz osobistą i hobbistyczną.

Niedługo zamierzam opublikować kolejny wpis związany z zakwalifikowanie pod prowadzenie działalności gospodarczej, zatem zachęcam do jego odnalezienia za pomocą poniższego tagu „Działalność gospodarcza”.

Mikropłatności w grach komputerowych

Coraz częściej mikropłatności spotykane są nie tylko w aplikacjach mobilnych, lecz również towarzyszą zwykłym grom komputerowym. Wydaje się, że prawo nie zapewnia wystarczającej ochrony graczom w tym zakresie. Nawet poinformowanie przed dokonaniem zakupu, że stosowany jest taki model biznesowy nie jest wystarczające i nie załatwia całkowicie sprawy.  Aczkolwiek również z tym jest problem (zobacz tutaj ciekawą dawną sprawę, która toczyła się w Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów, a potem miała finał w sądzie). W gruncie rzeczy żadna gra nie jest darmowa – jeśli nawet nie ma tam mikropłatności rozumianych ściśle, to podobnie można przecież traktować jakąkolwiek reklamę, a tym bardziej  zachętę do zakupu pełnej wersji gry. Na marginesie jedynie dodam, że niezrozumiały jest dla mnie stosowany w applowskim AppStore podział na aplikacje „płatne”, „gratisowe” i „dochodowe”.

Jednak trudno wymagać, aby prawo rozwiązało problemy z tego zakresu, skoro dotąd w biznesie nie wypracowano dobrego modelu dotyczącego freemium. Z jednej strony wiadomo, że nie ma nic za darmo. Każdy gracz ma przecież świadomość, że stworzenie gry pochłania olbrzymie koszty. Z drugiej strony nierzadko istnieje trudność w określeniu na czym zarabia producent, jeśli nie pobiera się z góry wynagrodzenia za sprzedaż gry.

I tutaj pojawia się kluczowym problemem. Prawo nie stwarza dostatecznych gwarancji ochronnych przy dokonywaniu konkretnych płatności. Powinno być w pełni jasne kiedy i za co się płaci, a nie tak, że nie są wykluczone płatności  przypadkowe lub bezcelowe.

Kolejnym zagadnieniem wartym uwagi jest system mieszany, tj. kiedy płaci się z góry jakąś cenę za grę, a potem jeszcze są mikropłatności. Zrozumiałe jest, że osoba, która otrzymała grę bezpłatnie, powinna liczyć się z koniecznością dokonywania mikropłatności jeśli chce się pograć. Ale jeśli ktoś zapłacił z góry za grę (nieważna nawet jaka jest jej cena), a potem nie można w nią „normalnie” grać bez mikropłatności, to jest problem. Prawo powinno dostrzegać, że taki model narusza interesy konsumenta.