ACTA 2

Mam wrażenie, że w toczonej dyskusji odnośnie tzw. ACTA 2 (projekt dyrektywy unijnej w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym) często umyka obecny status prawny portali internetowych. Nieponoszenie przez portale odpowiedzialności prawnej za treści użytkowników zamieszczany na tych portalach wynika ze swoistego przywileju, przyznanego przez prawodawcę unijny. Zasadą jest ponoszenie odpowiedzialności za szkody, a jedynie wyjątkiem od tej zasady, wyjątkiem wprowadzonym przez prawo unijne, jej nieponoszenie.

Posługiwanie się nazwą „ACTA 2” na potrzeby dyrektywy unijnej w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym jest trochę na wyrost. ACTA i ACTA 2 ma wiele istotnych różnic. Różnic jest nawet więcej niż podobieństw. Jednak podobne są zagrożenia.

Nie jest zatem tak, że prawo unijne jest nieprzychylne Internetowi. Wręcz przeciwnie. Już ponad 18 lat temu na szczeblu Unii Europejskiej stworzyło warunki do jego relatywnie swobodnego (nieograniczonego zbytnio) rozwoju.

Warunki o wiele lepsze aniżeli miały osoby i podmioty w nie-internetowej gospodarce. Dotyczy to również tradycyjnych mediów (prasy, radia i telewizji, również w ich elektronicznych postaciach). Mają one gorsze warunki funkcjonowania niż portale internetowe.

Rys historyczny odpowiedzialności e-usługodawców

W tym miejscu, aby wyjaśnić o co mi chodzi w powyższych stwierdzeniach, w kilku słowach, przedstawię uproszczoną historię prawa Internetu. Fundamentalnym aktem dla tej dziedziny prawa była dyrektywa unijna nr 2000/31 w sprawie niektórych aspektów prawnych usług społeczeństwa informacyjnego, w szczególności handlu elektronicznego w ramach rynku wewnętrznego. Skrótowo ową dyrektywę określa się mianem dyrektywy o handlu elektronicznym. Można zatem humorystycznie powiedzieć, że prawo Internetu „skończyło” już 18 lat, dojrzało, jest pełnoletnie, stąd być może warto, aby nastąpiły w nim pewne zmiany.

Dotychczasowe uwarunkowania odpowiedzialności e-usługodawców

Przechodząc jednak do rzeczy, art. 14 przywołanej dyrektywy 2000/31 ustanowił regulacje wyłączającą odpowiedzialność usługodawców internetowych za działania internautów (o ile usługodawcy nie mieli wiarygodnych wiadomości o bezprawnym charakterze działalności lub informacji, w tym twórców zamieszczających w sieci różne dzieła). Jest to wyłączenie generalne, dotyczy odpowiedzialności różnego rodzaju, czyli cywilnej, karnej oraz administracyjnej.

Wreszcie art. 15 tej dyrektywy ustanowił brak ogólnego obowiązku w zakresie nadzoru usługodawców nad treściami użytkowników tworzonymi i zamieszczanymi w Internecie, w ramach usług, które świadczyli usługodawcy internetowi.

Na marginesie jedynie wskażę, że dyrektywa 2000/31 została wdrożona do polskiego systemu prawnego mocą ustawy o świadczenie usług drogą elektroniczną. Również artykuł 14 i 15 tej dyrektywy kolejno wyłącza odpowiedzialność za treści użytkowników i wyłącza obowiązek nadzoru nad treściami internautów. Numery artykułów są zatem takie same w dyrektywie 2000/31 i polskiej ustawie.

Wyjaśnię przy tym, że w razie nieobwiązywania wyłączenia z art. 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, to na gruncie polskiego prawa cywilnego można zastosować aż dwie koncepcję w zakresie scharakteryzowanie prawnego odpowiedzialności odszkodowawczej e-usługodawców. Innymi słowy, możliwe są aż dwa podejścia do kwestii odpowiedzialności portali za treści użytkowników. Gdyby w praktyce jedna z tych koncepcji okazała się nietrafna, to zawsze jest druga „w zapasie”.

Zresztą obecnie wątpliwym jest nawet stosowanie to portal internetowy i mediów społecznościowych, które obecnie wyglądają jak wyglądają (w sensie są rozbudowane i bardzo „aktywne”), wspomnianego art. 14 ustawy o świadczeniu usług dragą elektroniczną, który stanowi wspomniane wdrożenie art. 14 dyrektywy 2000/31.

Prawodawca unijny prawdopobnie, historycznie ujmując, nie przewidział skutków art. 14 dyrektywy 2000/31. Chciał stworzyć dobre warunki dla rozwoju społeczeństwa informacyjnego. Ale w ostatecznym rozrachunku niektóre podmioty wydają się mieć zbyt uprzywilejowaną sytuację w przestrzeni wirtualnej. Co najwyżej narażają się one na złą opinię na rynku, a nie na prawną odpowiedzialność.

Odpowiedzialności e-usługodawców w ACTA 2

Tekst dyrektywy w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym w obecnej „wrześniowej” wersji w większym stopniu odwołuję się do praw użytkowników. Obowiązki portali stara się określić poprzez uprawnienia użytkowników. Mówiąc o użytkownikach mam na myśli również uprawniony z tytułu praw autorskich.

Co jednak najistotniejsze, nowa wersja przedmiotowej dyrektywy mocno akcentuje nawiązania do dyrektywy 2000/31, a konkretnie do jej art. 14. W pierwotnej wersji ACTA 2 nawiązania takie były znikome. Przede wszystkim, nowa wersja, tłumaczy niejako, że wyłączenie odpowiedzialności za treści internatów, ustanowione w art. 14 dyrektywy 2000/31 niekoniecznie ma zastosowania do działalności wielu e-usługodawców, w szczególności do portali internetowych.

Konsekwencje ACTA 2

W mojej ocenie bardzo prawdopodobne jest, że w razie wejścia w życie dyrektywy w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym będzie wiele negatywnych konsekwencji. Jednocześnie mało prawdopodobne, że ziszczą się zamierzone pozytywne skutki dla twórców. Raczej nie nastąpi radykalna poprawa realne ochrony twórców.

Często przytaczane argumenty przeciwko ACTA 2 nie są jednak przekonujące. Literalne oczytanie przepisów proponowanej dyrektywy, zarówno w jej pierwotnej wersji, jaki obecnej, nie rodzi samo w sobie istotnych obaw. Oczywistym jest, że należy dbać o prawda twórców. Proponowane przepisy zapewniają bezpieczeństwo prawne dla wszystkich, dla użytkowników, dla uprawnionych z praw autorskich, jak i dla portali, co jest oczywiście zaletą. Ale bezpieczeństwo nie oznacza, że wszyscy zyskują, lecz że warunki działalności są w miarę jasne.

Niewykluczone, że z perspektywy czasu dyrektywa w sprawie praw autorskich na jednolitym  rynku cyfrowym stanowić będzie pierwszy krok w kierunku filtrowania Internetu. A pierwszy krok, jak wiadomo, najtrudniej zrobić. Kolejne kroki będzie już łatwiej wykonać, zwłaszcza że mogą być całkiem racjonalne ku temu powody, jak choćby walka z fejkniusami. A wtedy niewątpliwie zagrożona będzie wolność słowa. Właśnie kwestia uczynienia owego pierwszego wydaje się najistotniejsza w krytyce ACTA 2.

Wolność słowa a prawa autorskie

Odróżnić należy zagadnienie wolności słowa od prawa autorskiego. Wolność działalności autorskiej jest jednak niewątpliwe istotna dla swobody wypowiedzi. Ale zakres dyrektywy to obecnie tylko prawo autorskie. Stąd tylko praw autorskich ma zgodnie z jej dosłowną treścią dotyczyć filtrowanie.

Filtrowanie Internetu w ACTA 2

Nie tylko filtrowanie Internetu jest kontrowersyjne samo w sobie. Rodzi się obawa, że treści będą moderowane arbitralnie, że portale internetowe będą kierować się swoimi ocenami w tym zakresie. Ocenami, które niekoniecznie będę trafne. Arbitralne działania mogą stanowić zagrożenie dla swobody wypowiedzi. Zwłaszcza jeżeli nie będzie realnego organu dbającego o racjonalność i bezstronność w owym moderowaniu treści.

Wydaje mi się, że prawodawca unijny jest zbytnim optymistą wierząc, iż portale będą potrafiły zrobić dobrze działający filtry. Dotychczasowe nie działają idealnie. Z drugiej strony przeciwnicy dyrektywy, wydają się nie doceniać wiedzy o Internecie osób tworzących prawo.

Trzeba zauważyć, że wypowiedzi tekstowe, czy szerzej tekst, znacznie łatwiej filtrować niż dzieła artystyczne. Dlatego rodzi się, w dłuższej perspektywie, niebezpieczeństwo dla wolności słowa. Łatwo filtrować lub moderować to co nie podlega pod prawo autorskie. Dzieła artystyczne są nierzadko w wysokim stopniu zniuansowane, a przez to trudne do ujęcie w ramach algorytmów.

Jakie alternatywy?

Na koniec być może kontrowersyjna myśl. Odwołuję się tutaj do tego co wcześniej wskazałem odnośnie do dyrektywy 2000/31. Wydaje się, że najgorszy wariant dla portali internetowych, ale też najłatwiejszy technicznie dla prawodawcy unijnego, to, paradoksalnie, rezygnacja z uchwalenia dyrektywy w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym i jednoczesne uchylenie przepisów ze wspomnianej starej dyrektywy 2000/31. Może to doprowadzić do szerokiej odpowiedzialności portali internetowych za treści internautów. Nadto w obecnej wersji ACTA 2, o czym pisałem powyżej, dość mocno akcentuje się, że „aktywne” portale internetowe nie podlegają pod wyłączenie odpowiedzialności z art. 14 dyrektywy 2000/31. Takie stanowisko ewidentnie nie jest w interesie portali internetowych.

Cywilnoprawne granice swobody wypowiedzi w Internecie

Niedawno ukazała się moja książka pt. „Cywilnoprawne granice swobody wypowiedzi w Internecie”. Zaprezentowałem w niej moje poglądy, ale wsparte dotychczasowym orzecznictwem sądowym i poglądami doktryny, na problematykę naruszenia dóbr osobistych poprzez przekroczenie granic swobody wypowiedzi. Granic tych nie można dokładnie określić, ponieważ każda sprawa wymaga indywidualnej oceny. Jednak można wyszczególnić kryteria pozwalające na ustalenie granic w konkretnym przypadku, czyli wyodrębnić okoliczności wpływające na zmniejszenie lub zwiększenie zakresu odpowiedzialności.

Każdy widzi, że język używany w Internecie jest specyficzny: dosadny i emocjonalny. Nierzadko wypisuje się coś bez zastanowienia. Ma to znaczenie dla oceny prawnej.

Skupiam się na problematyce cywilnoprawnej, ponieważ uważam, że jest ona najbardziej adekwatna dla sankcjonowania słownej krytyki. Neguję potrzebę ochrony prawnokarnej, czyli karania za przestępstwa, w szczególności wobec faktu, że ujęcie w precyzyjne ramy prawa karnego obiegu informacji w Internecie wydaje się mało realne z uwagi na coraz bardziej skomplikowaną konstrukcję przestrzeni wirtualnej.

W książce poruszam takie kwestie jak m.in.:

  • rola szerokiego kręgu odbiorców,
  • działanie publiczne i w interesie publicznym,
  • pośrednie (poprzez odesłania, czyli linki) rozpowszechnianie wypowiedzi,
  • trwałość wypowiedzi internetowej,
  • usunięcie skutków przekroczenia granic swobody wypowiedzi,
  • krytyka konsumencka,
  • współczesne pojmowanie prasy,
  • wypowiedzi w mediach społecznościowych, w komentarzach i na forach internetowych,
  • anonimowość i znaczenie tożsamości internetowej,
  • środki indywidualnego porozumiewania się na odległość (komunikatory elektroniczne).

Czy linkowanie do cudzych utworów jest legalne?

Niestety na postawione w tytule pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Regulacje prawne milczą na ten temat. Jeszcze kilka lat wholesale MLB jerseys temu myślano, że sprawa wyjaśni się po zajęciu się tą kwestią przez sądy i wydaniu konkretnych orzeczeń. Jednak problem jedynie pogłębił się po tym jak różne sądy zaczęły odmiennie orzekać. Efekt jest taki, że wciąż nie ma na jednoznacznej odpowiedz.

Nie będę w tym miejscu wholesale NFL jerseys szczegółowo omawiał poszczególnych rozstrzygnięć sądowych, lecz zachęcam do poszukania w Internecie i Verlinkung zapoznanie się m.in. z:

  • wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 13 lutego 2014 r. w sprawie Nils Svensson, Sten Sjögren, Madelaine Sahlman i Pia Gadd przeciwko Retriever Sverige AB (sygnatura: C-466/12),
  • oraz wyrokiem Sądu Apelacyjnego w Katowicach z 18 grudnia 2013 r. (sygnatura: V ACa 524/13).

Temat można rozpatrywać co najmniej na dwóch płaszczyznach – „łamania” prawa autorskiego i naruszenia dóbr osobistych.

Jeśli przykładowo piszemy recenzję teledysku i w audio jej ramach zamieszczamy link do w?asnego oficjalnego kanału artysty na YouTubie, a konkretnie do tego teledysku tam zamieszczonego, to takie działanie wydaje się uzasadnione i nie powinno budzić wątpliwości. W świetle prawa można wtedy powołać się na prawo cytatu, zaś sam link traktować jako wskazanie źródła. Sytuacja jest diametralna inna jeśli nie ma Day: żadnego naszego wkładu twórczego (pozostając w ramach naszego przykładu – nie piszemy recenzji), a jedynie linkujemy dla samego linkowania. Wtedy nie istnieje możliwość usprawiedliwiania naszego działania poprzez odwołanie się do prawa cytatu.

Kolejny przykład. Linkujemy do filmu nielegalnie zamieszczonego w Internecie, czyli ktoś inny na pewno narusza prawo autorskie. Wtedy poprzez ten link faktycznie my również rozpowszechniamy ten utwór. Nie jest wtedy wykluczone, że poniesiemy odpowiedzialność karną za rozpowszechnianie nielegalnego utworu.  Podobnie sytuacja Miami Dolphins Jerseys wygląda, jeśli przykładowo linkujemy do jakiegoś tekstu, który wprawdzie jest legalnie zamieszczony w Internecie, ale jego treść narusza czyjeś dobra osobiste.

Ogólnie rzecz ujmując, w światle prawa obecnie nie wiadomo czym są „linki” („hyperlinki”), dlatego trzeba z nimi postępować ostrożnie:)